Browar Parowy w Trzcinicy, własność
rodziny Klominków, został unieczynniony w latach dwudziestych (wedle jednego ze
źródeł w roku 1926, w innym podano rok 1929). Firma odpowiedzialna za wyrób
słodu i piwa została wyrejestrowana, nienaruszone pozostały natomiast
urządzenia browaru. Zabezpieczone, służyć miały wznowionej produkcji w lepszych
czasach – właścicielom lub dzierżawcom. W takim stanie browar przetrwał do
września 1939 roku. Również okres okupacji nie przyniósł większych zmian.
Wzmiankowany jest jedynie demontaż nielicznych urządzeń i infrastruktury
(zabezpieczenie rur miedzianych z piwnicy). Po ustąpieniu Niemców majątek
ziemski przejęto na mocy dekretu PKWN i rozparcelowano. Pozostała po nim
niewielka resztówka obejmująca browar wraz z gruntami i pozostającymi na
wyposażeniu zakładu urządzeniami. Tą 1 maja 1945 roku przejął Państwowy Urząd
Ziemski. Zdając sobie sprawę z faktu, że na terenie obiektu znajduje się szereg
cennych urządzeń, Urząd ustanowił swojego zarządcę oraz zatrudnił jednego
stróża do ochrony obiektu.
Szczegółowy spis inwentarza sporządzono
6 czerwca 1945 roku. Wymieniono budynki wchodzące w skład browaru (budynek
właściwy, suszarnia 3-piętrowa murowana kryta blachą, słodownia murowana kryta
gontami i papą, szereg przybudówek, kuźnia, smolarnia, bednarnia, lodownia).
Inwentarz urządzeń browaru przekonuje, że po jego zamknięciu maszyny
zabezpieczono i zakonserwowano, zapewne przewidując ich uruchomienie w bardziej
sprzyjających warunkach. Przez kolejne niemal 20 lat doznały one niewielkiego
uszczerbku. Brakowało – co zrozumiałe – urządzeń drewnianych (kadzi
fermentacyjnych, kuf, naczyń transportowych). W warzelni opisano kotły duże blaszane obmurowane z mieszadłami
i szajbami do warki, transmisje, pompy (wirnikowa rozbita), kocioł na wodę
(z zachowanym nr. 3), kocioł do warki (oznaczony nr. 2 i poj. 117,88 hl),
komplet żelaznych pomostów, schodów i poręczy oraz chłodnicę do piwa całą ze szkła. W słodowni zachował się
komplet urządzeń, w tym namaczalniki, transmisje, windy, czerpaki zboża, piec
do suszenia słodu, mieszadła, pompy i dynamo. Częściowo zburzony był budynek
rozlewu butelkowego, pomimo tego wewnątrz zachowała się większość urządzeń. W
piwnicach zachowały się rury miedziane, w części zdemontowane i zabezpieczone w majątku szkolnym. Budynki w większości
były pozbawione okien, drzwi i częściowo dachów. Protokół nie pozostawia
wątpliwości, że czytelne już ślady dewastacji był efektem okresu powojennego.
Zapisano nawet uwagę, że Straty w skutek
dekompletowania maszyn są bardzo duże i należałoby kres temu położyć sprzedając
je. Proponowano możliwie szybko rozprzedać sprawne urządzenia. Zapisano
nawet kilka praktycznych „porad”: resztę
maszyn i kotłów nie mających nabywców potrzeba by koniecznie zebrać razem do
jakiejś ubikacji i zamknąć, zabezpieczając przed kradzieżami, oraz: rozmontowywanie drobnych części maszyn może
się więc bez hałasu odbywać w ubikacjach budynków.
Jeszcze w maju tego roku resztówka po
majątku w Trzcinicy znalazła się w wykazie obiektów Powiatowego Komitetu Szkół
Rolniczych przeznaczonych na organizację placówek oświatowych. Z opisu wynika,
że proponowana do przejęcia działka miała 35 ha gruntów i obejmowała browar.
Podstawowy problem polegał na tym, że na
terenie Trzcinicy znajdowały się dwie resztówki o tej samej nazwie. Jedna z
nich pozostała po rozparcelowaniu majątku Barbary Kierpec, druga – obejmująca
browar – był uprzednio własnością Volksdeutschów
Klominków (informacja o przyjęciu volkslisty przez Klominków pojawia się w
dokumentach dwukrotnie, jednak nie udało się potwierdzić jej innymi źródłami).
Resztówka Trzcinica z majątku Barbary Kierpec przeznaczona została na cele
szkolnictwa rolnego, Trzcinica-Browar zaś pozostawała w bezpośredniej
administracji Powiatowego Urzędu Ziemskiego w Jaśle. Z uwagi na fakt, że browar
był nieczynny i w znacznej części zdekompletowany, zaś uszkodzone budynki
wymagały pilnych zabezpieczeń, Starostwo Powiatowe postanowiło poruczyć opiekę
nad obiektem kierownictwu Państwowego Rolniczego Gimnazjum Żeńskiego. Szkoła
przyjęła na siebie ten obowiązek (protokół zdawczo-odbiorczy z dnia 28 maja
1946 roku) alarmując szybko, że nie ma odpowiedniego personelu i środków, by
podołać temu zadaniu. W związku z tym, w porozumieniu z Urzędem Wojewódzkim,
podjęto decyzję, by urządzenia rozmontować i sprzedać, zaś budynki przeznaczyć
na inne cele. W tym czasie o kupno niektórych urządzeń starała się np. Fabryka
Gwoździ i urządzeń Metalowych w Skołyszynie.
Nieco wcześniej, bo pod koniec marca
1946 roku, obiekt wizytowali przedstawiciele browaru w Tarnobrzegu. W protokole
z lustracji stwierdzono, że Browar jest w
stanie zniszczonym, mowy nie może być o uruchomieniu. Maszyny i części
poszczególne są zdemolowane od 40 – 80%. Kilka urządzeń wskazano do
przeniesienia do Tarnobrzega, w tym: maszynę parową, kocioł wodno-rurkowy
2-płomienny wraz z pompą, podgrzewacz stojący w pomieszczeniu warzelni,
urządzenie warzelni wraz z płuczką z płócien filtracyjnych, urządzenie śrutownika
wraz z koszami i wagą automatyczną, kadź chłodniczą, tryjer do czyszczenia
jęczmienia oraz praczkę do masy filtracyjnej. W protokole zaznaczono, ze
budynku są bardzo zniszczone i nic się
nie robi, aby [je] zabezpieczyć przed
kompletnym zniszczeniem. Ich stan nie był jednak na tyle zły, by nie udało
się tam urządzić klas wykładowych i mieszkań dla nauczycieli po ewentualnym
przekazaniu szkole rolniczej lub przetwórni owoców - łącznie z suszarnią, która jest w dobrym stanie i przechowalnię
na owoce (chłodnie). W końcowym zdaniu zawarto słuszny wniosek, by przy
przekazywaniu obiektu Wojewódzki Urząd Ziemski zastrzegł sobie wyłączne prawo
dysponowania inwentarzem, co w zamyśle miałoby doprowadzić do ich sensownego
wykorzystania. Do przejęcia wspomnianych urządzeń przez tarnobrzeski browar
nigdy nie doszło, zaś wokół dawnego browaru w Trzcinicy na dłuższy czas zapadła
głucha cisza.
W marcu 1948 roku Starostwo Powiatowe
postanowiło powołać komisję ds. oszacowania wartości urządzeń browarnych, z udziałem
biegłych z zakresu browarnictwa. Wyznaczone na 11 marca zebranie jednak
odwołano, z powodu braku we właściwym wykazie biegłych sądowych w okręgu
apelacji krakowskiej. Starostwo nie zaakceptowało proponowanych biegłych z
zakresu gorzelnictwa: inż. Józefa Bobrowskiego z Tarnowa i dr inż. Andrzeja
Krzemienieckiego z Krakowa. Poprzestano na wymianie listów pomiędzy kilkoma
zainteresowanymi urzędami (z Jasła, Rzeszowa i Warszawy). Wydawało się więc, że
złożona w tym czasie propozycja Dyrekcji Państwowego Browaru w Łańcucie, które
wyraziło chęć obejrzenia i ewentualnego przejęcia niektórych części z
wyposażenia dawnego browaru, padnie na podatny grunt. Nic bardziej mylnego.
Tymczasem 12 marca Dyrekcja Gimnazjum
zawiadomiła posterunek MO w Skołyszynie, że w ostatnich dniach nieznani sprawcy
zdemontowali i wywieźli w nieznanym kierunku tryjer fabryczny ze słodowni.
Niezwłocznie powołano komisję ds. oszacowania strat i stopnia dewastacji
urządzeń, a także do ustalenia stróża
dzienno-nocnego dla tejże nieruchomości. Zabawnie brzmią zeznania dotychczasowego
dozorcy który oświadczył, że jest tylko stróżem
nocnym za wynagrodzeniem, do wymienionego ośrodka mają wstęp wszyscy ludzie, a on osobiście nie ma prawa
legitymowania ich. Wobec powyższego, przyczyny kradzieży nie wie kiedy
nastąpiły, czy w porze nocnej, czy też dziennej. Sprawców nie wykryto, zaś
sam protokół stał się podstawą do wymiany wielu pism pomiędzy zainteresowanymi
Urzędami. Rzecz jasna wszystkie wyrażały najwyższą troskę o stan urządzeń i
budynków, podnosząc konieczność ich pilnego zabezpieczenia.
W sprawę nieczynnego browaru
zaangażowano Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych, które po dokładnej
analizie przesłanej dokumentacji wydało w dniu 13 lutego 1948 roku zalecenie
następującej treści: mając na względzie
rozkradanie i rozmontowywanie części urządzeń przez okoliczną ludność,
Ministerstwo poleca załatwić Urzędowi [Wojewódzkiemu w Rzeszowie] powyższą sprawę we własnym zakresie, a
mianowicie: przeprowadzić komisyjne oszacowanie podlegających sprzedaży części
maszyn i urządzeń z udziałem zaprzysiężonego rzeczoznawcy Izby
Przemysłowo-Handlowej, eksperta Sądu Okręgowego, czynnika społecznego,
przedstawiciela Urzędu skarbowego, przedstawiciela Wydziału Przemysłowego –
[Urzędu] Wojewódzkiego, przedstawicieli
partii politycznych miejscowych itp., biorąc pod uwagę przede wszystkim interes
Skarbu Państwa (Fundusz Ziemi), ażeby z tego czy innego tytułu nie poniósł on
jakich-bądź strat materialnych. Ministerstwo zastrzegło też sobie
konieczność zatwierdzenia poczynionych ustaleń. Sprawa zatoczyła więc (kolejny
raz) koło, jednak tym razem powołanie komisji wymagało włączenia większej
liczby oficjalnych czynników. Jedynym pozytywem było to, że Ministerstwo
zgodziło się na powołanie tylko jednego rzeczoznawcy - inż. Adama Grochmala -
oraz poleciło, by po dokonanym szacunku niezwłocznie przystąpić do sprzedaży
urządzeń.
Ostatecznie do zakupu zbywających
urządzeń uprawniono Fabrykę Gwoździ i Wyrobów Metalowych ze Skołyszyna oraz
Spółdzielcze Przedsiębiorstwo Odbudowy. Całość niebywale skomplikował fakt, że
jeszcze przed powołaniem komisji i akceptacją ze strony Ministerstwa,
wspomniana fabryka wymontowała z browaru tablicę rozdzielczą, słusznie
spodziewając się, że i tak w najbliższym czasie zostanie ona wyszabrowana. W
dramatycznym piśmie z dnia 7 kwietnia 1948 fabryka owa poinformowała, że
zmuszona jest zrezygnować z zakupu tej tablicy, a to z powodu oszacowania jej
wartości (zakup nowej byłby prawdopodobnie niepomiernie mniejszym wydatkiem).
Następnie zwrócono uwagę, że o
czynnościach komisji szacunkowej fabryka nie została poinformowana, po
zakończeniu której rozpoczęto rozbiórkę i wywóz części, bez zapytania czy nasz
Zakład będzie potrzebował czegokolwiek czy też nie. O ile nam wiadomo, wiele
części poginęło przy tej okazji – i jest to przedmiotem dochodzenia MO.
Odnośnie samego szacowania, to jak się dowiadujemy wartość kilograma stali wału
transmisyjnego oszacowano na 12 zł za kilogram, zaś tablicę rozdzielczą
oszacowano bez obejrzenia jej nawet, gdyż znajdowała się na terenie naszego
Zakładu – na kwotę 80.000 zł. W takim stanie rzeczy jesteśmy zmuszeni
zrezygnować z dokonania jakichkolwiek zakupów z b. browaru w Trzcinicy.
Jako ciekawostkę można podać, że za
obecność tylko jednego z członków komisji (pochodzącego z Krosna) wystawiono
rachunek na 4 700 zł.
Niewątpliwie wszystko odbyło się z
poszanowanie interesu Skarbu Państwa i obowiązujących przepisów. Szczególnie to
drugie było ważne, gdyż dawało Urzędom poczucie dobrze spełnionego obowiązku. W
rzeczywistości udało się zbyć jedynie niewielką część wyposażenia. By rozwiązać
problem, Starostwo Powiatowe w lipcu 1948 roku podało do publicznej wiadomości,
że posiada do sprzedaży urządzenia po byłym browarze w Trzcinicy. Z dołączonego
spisu dowiadujemy się, że większość urządzeń wciąż pozostawała w zakładzie (w
tym m.in.: kotły parowe, pompy parowe, schody żelazne, pomost żelazny, drabiny
żelazne, maszyny parowe, tablica rozdzielcza marmurowa, dynama, ochrona parowa
żelazna, transmisje, kotły duże, prasa słodowa, cylindry, szajby, walce,
zbiorniki, windy, szyny). Na swoje nieszczęście Starostwo odesłało kopię
ogłoszenia do Urzędu Wojewódzkiego i Ministerstwa. Przytoczmy tylko pierwsze
zdanie otrzymanej odpowiedzi: przedłożony
(..) odpis ogłoszenia o przetargu części
urządzeń w Trzcinicy świadczy nie tylko o kompletnej ignorancji w tej
dziedzinie – lecz ponadto jest dowodem nieczytania i nieprzestrzegania wydanego
szczegółowego w tym w tym kierunku tut. Zarządzenia z dnia 14.VI.1948 r. W
szczególności chodziło o ujawnienie w ogłoszeniu wyceny urządzeń, jak również o
nieokreślenie trybu składania ofert. Bez wątpienia piszący tą odpowiedź
urzędnik wyrażał niezachwianą wiarę w sprawczą moc właściwie stosowanych
przepisów.
Warunki przetargu poprawiono, jednak nie
odbył się on w przewidzianym terminie z powodu niestawienia się członków
komisji i braku oferentów. Znamienne, że urządzenia opisano jako pochodzące ze zdewastowanego browaru w Trzcinicy, a
nie jak uprzednio – byłego. Również kolejny przetarg nie wyłonił chętnych na
zakup urządzeń, problem browaru w Trzcinicy pozostawał więc wciąż
nierozwiązany. Postanowiono więc powołać kolejną komisję. Ta zebrała się 15
października 1948 roku, w szerokim składzie zaleconym uprzednio przez
ministerstwo, w której obok rzeczoznawcy Adama Grochmala z nalazł się również
inż. Witold Nęciński z browaru w Łańcucie (który to zakład już dawno
zrezygnował z ubiegania się o trzcinickie urządzenia). Porównanie spisu
oszacowanych wówczas urządzeń z tym z roku 1946 przynosi smutny obraz szkód,
dewastacji i strat w inwentarzu browarnym. W warzelni pozostały same kotły,
pozbawione osprzętu (mieszadeł, rur, pomp, większości pomostów i schodów,
etc.). Z opisywanej rozdzielni pozostały dwie płyty marmurowe, bez uzbrojenia i
armatury (tym samym jej wartość spadła czterokrotnie). Prócz kolejnego
oszacowania urządzeń posiedzenie komisji nie wniosło nic nowego do losów
urządzeń, dlatego 2 marca 1949 roku powołano kolejną komisję, której głównym
zadaniem było odniesienie się do ustaleń komisji z 15 października 1948 roku. Tym
razem sprawę potraktowana naprawdę poważnie, powołując w skład komisji delegata
składnicy złomu Samopomocy Chłopskiej w Jaśle. Ten zaoferował za złom kuty po 2
zł za kilogram, za złom żeliwny po 3 zł za kilogram, zaś za tzw. złom użytkowy
(zbiorniki i pozostałe pomosty użytkowe) po 5 zł a kilogram. Wydawało się, że
sprawa zmierza do szczęśliwego finału, problemem okazał się jednak sposób przyjęcia
wyceny za urządzenia, gdyż była ona niezgodna z wcześniejszą wyceną komisji
szacunkowej. Po raz kolejny wymieniono więc szereg pism pomiędzy zainteresowanym urzędami.
W czerwcu konkurencyjną ofertę złożyła składnica złomu Gminnej Samopomocy
Chłopskiej w Gorlicach. Sęk w tym, że była ona identyczna z tą, przedstawioną
przez spółdzielnię z Jasła. Nie mogło być jednak inaczej, gdyż ceny złomu
regulowane były centralnie. Sprawę skomplikowało też pismo z Huty Szkła w
Jaśle, która wyraziła chęć zakupu 4 szpul drutu magnesowego ze spalonego
motoru, zakwalifikowane dotąd jako złom. Oczywiście do oszacowania tychże
należało wezwać zaprzysiężonego rzeczoznawcę. Przystąpiono więc do kolejnej
wymiany pism pomiędzy urzędami, przerwanej szczęśliwie przez Centralę Złomu w
Krakowie, która zwróciła uwagę, że rozliczenie
należności za złom z zakładów przemysłowych następuje wg obowiązujących
cenników, zatwierdzonych przez Ministerstwo Przemysłu i Handlu oraz, że
właściwą terytorialnie jest zbiornica nr 6 w Gorlicach. Postanowiono w końcu przerwać ten chocholi
taniec. Co prawda nie zwrócono uwagi, że sformułowanie z zakładów przemysłowych nie dotyczy bynajmniej pochodzenia złomu a
jedynie instytucji przekazującej (którą w tym przypadku żadne zakłady
przemysłowe nie były), ale kto by się przejmował drobiazgami?
W dniu 20 maja 1949 roku na telefoniczne
polecenie rzeszowskiego Urzędu Wojewódzkiego załadowano wagon złomu i druzgotu
żeliwnego na stacji kolejowej w Trzcinicy, po czym wagon ten – o numerze 50053
– wyekspediowano do stacji kolejowej w Jaśle w celu przeważenia znajdującego
się na nim złomu. W dniu 25 maja załadowano kolejny wagon, o numerze 0647626,
wysłany – w podobnym celu – do stacji Zagórzany. 3 września 1949 roku jasielski Starosta
Powiatowy przedstawił Urzędowi Wojewódzkiemu w Rzeszowie sprawozdanie z
bilansem z przeprowadzonej operacji (dołączając uwierzytelniony odpis cennika
„Złom żelazny”). Sprzedano 8 550 kg złomu po cenie 2 000 zł za tonę
(z potrąceniem manipulacyjnym w wysokości 400 zł od tony), za co uzyskano
13 680 zł oraz 11 200 kg złomu żelaznego na podobnych warunkach, za
co uzyskano 17 920 zł. W sumie na konto Urzędu Wojewódzkiego w Rzeszowie
wpłynęło 31 600 zł. Przypomnijmy raz jeszcze, że nieszczęsną tablice
rozdzielczą oszacowano niegdyś na 80 000 zł. Cóż, taka była cena spokoju
kilkunastu urzędów i urzędników zaangażowanych w sprawę.
Na podstawie: materiały z Archiwum Państwowe w Rzeszowie, Urząd Wojewódki w Rzeszowie oraz AP Rzeszów, oddział Sanok, Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Jaśle.
Prezentowane fragmenty tekstu są częścią przygotowywanej książki „Browarnictwo
na terenie województwa rzeszowskiego w latach 1945-1950”